Przechodząc na emeryturę zgromadził pewne oszczędności. Benedykt. Imię zostało zmienione. Bohater jest prawdziwy.
Póki pracował, Benedykt odkładał pieniądze. Jedyną córkę zdołał uposażyć. Darował jej mieszkanie. Niewielkie, na dobry i stabilny start w dorosłość. Dla siebie i żony też uzbierał kapitał. Na godną końcówkę życia.
Po przejściu na emeryturę, Benedykt chciał zwiedzać świat. Z żoną. Póki są zdrowi. Marzył, żeby trochę kapitału zostało także na później. Na okres choroby. Kiedyś przydadzą się wózki elektryczne. Jego pragnieniem była samodzielna starość. Jego i żony.
Benedykt jest osobą skromną. Pracowitą i inteligentną. Ostrożną. Nie rzuca się w nieznane. Jest w miarę nieufny do ludzi. Procenty na lokatach były niskie, śmiesznie niskie. Oszczędności emerytalne z czasem tylko się kurczyły.
Dobre złego początki
Było to w roku 2013. Pieniądze trzymał w bezpiecznym banku na śmiesznym procencie. Zadzwonił pracownik biura maklerskiego. Biura maklerskiego banku Benedykta. Namówił na spotkanie. Benedykt nie chciał ryzykować w akcje, czy fundusze inwestycyjne. Nie rozumiał giełdy i nie chciał jej rozumieć.
Pracownik biura maklerskiego zaprezentował Benedyktowi rynek obligacji. Bezpieczniejszy niż rynek akcji. Mniejsza rentowność, większe bezpieczeństwo. Benedykt się skusił. Zakupił obligacje kilku spółek. Emisje były zabezpieczone. Rozłożenie środków na kilka spółek miało zapewniać bezpieczeństwo inwestycji. Benedykt przeczytał prospekty emisyjne i sprawozdania finansowe emitentów. Zatwierdzone przez KNF, zbadane przez wielkich audytorów z wielkich firm.
Pierwsze okresy rozliczeniowe. Benedykt liczył niewielkie w sumie procenty zysku. Te niewielkie procenty były jednak kilkukrotnie wyższe od oprocentowania lokat bankowych.
Marzenia zaczynają się spełniać
Obligacje zostały wykupione w terminie, emitenci rozliczyli się co do złotówki. Dochody z obligacji były niewielkie. Wyższe jednak niż na lokacie. Te parę procentów więcej to był całkiem duży kapitał w budżecie emerytów.
Benedykt z żoną pojechał do Wietnamu. Była to pierwsza tak egzotyczna podróż w życiu dwójki emerytów. Namówiła Benedykta córka. Wysokie koszty biletów lotniczych są rekompensowane taniością na miejscu. W znacznej części, koszt podróży został pokryty właśnie z dochodu z obligacji.
Z żoną poczuli się, jak emeryci brytyjscy, niemieccy, francuscy. Bez szaleństw, ale i bez odmawiania sobie. Piękne krajobrazy, egzotyka i taniość. Można sobie pozwolić na wszystko. Benedykt wrócił z żoną szczęśliwy.
W sidłach diabła
W podobnym czasie, pracownik biura maklerskiego banku Benedykta zmienił pracę. Przeszedł do innego domu maklerskiego. Takiego, co to miał się specjalizować w obligacjach. Łacińska nazwa, złote logo, biuro w wieżowcu.
Domy maklerskie zatrudniają doradców inwestycyjnych. Tacy doradcy niekoniecznie muszą znać się na ekonomii. Przede wszystkim są sprzedawcami. Szkolenia sprzedażowe i żądza zysku z prowizji – to nie najlepsze gwarancje wysokich kompetencji. Przechodząc od spółki do spółki, doradcy inwestycyjni zabierają listy klientów. I inne informacje. Na przykład o wysokości kapitału, czy terminach zapadalności dotychczasowych inwestycji.
Nie budzi zdziwienia, że w chwili spłaty dotychczasowych obligacji, zadzwonił do Benedykta ten sam doradca inwestycyjny. Miał Benedykta na liście, wiedział, kiedy zapadają już mu sprzedane produkty inwestycyjne. Wiedział też, ile Benedykt ma kapitału.
Doradca poinformował Benedykta o zmianie domu maklerskiego. W tamtym nie miał możliwości rozwoju. Jego obecny dom maklerski specjalizuje się w obligacjach. Zaprasza na spotkanie.
Benedykt ufał człowiekowi. Dlaczego miałby mu nie ufać? Już raz mu zaufał. Wszystkie spółki spłaciły wykupione przez niego obligacje. Wszystkie. Co do złotówki. Benedykt więcej niż ufał doradcy. On był mu po ludzku wdzięczny. Podróż do Wietnamu za dochody z pierwszej inwestycji. Szczęście jego i żony.
Doradca przedstawił Benedyktowi szeroką ofertę inwestycyjną. Doradca zaproponował, że nie od razu wykorzystają cały jego kapitał. Jak będzie okazja inwestycyjna, to doradca będzie się kontaktował. Wzbudził zaufanie. Ktoś rzetelnie podchodzi do sprawy. Nie inwestować wszystkiego od razu. Za to – inwestować mądrze.
Pustka i wstyd
Rok 2018. Upadły wszystkie spółki, w których obligacje zainwestował Benedykt. Nie ma już też domu maklerskiego, w którym pracował jego doradca inwestycyjny. Samego doradcy też jakoś nie można znaleźć. Benedykt stracił wszystkie oszczędności emerytalne. Dramatyzm na tym się nie kończy. Małżonka Benedykta nic nie wiedziała o inwestycjach obligacyjnych. A może powinna wiedzieć. To były przecież ich wspólne oszczędności.
Kieszenie Benedykta są teraz puste. Sam zaś Benedykt się wstydzi. Przed żoną. Razem mieli przeżyć stabilną finansowo starość.
Morze niekompetencji
Jak się mogło stać to, co się stało? Było łącznie 5 spółek, w których obligacje Benedykt zainwestował. Wszystkie zbankrutowały. Żadna nie ma majątku. Zabezpieczenia obligacji okazały się fikcją.
Oprócz poczucia bycia oszukanym, Benedykt czuje się ofiarą niekompetencji. Sprawozdania finansowe wszystkich spółek były audytowane przez wielkie firmy audytorskie. Biegli rewidenci, księgowi, finansiści. Wszystkie prospekty emisyjne były zatwierdzane przez KNF. Komisję Nadzoru Finansowego. Tam pracują urzędnicy. Specjaliści. Ludzie, którzy odpowiadają za nadzór nad rynkiem kapitałowym. Wreszcie – dom maklerski i doradca inwestycyjny. Dom maklerski sprzedaje każde kłamstwo inwestycyjne? Chyba powinien kontrolować oferty inwestycyjne. A doradca inwestycyjny? Był naiwny, nie interesował się, a może o wszystkim wiedział? O całym tym szwindlu obligacyjnym.
Smutek transformacji
Benedykt był w sile wieku, kiedy upadał komunizm. Transformacja ustrojowa nauczyła go, co to jest bezrobocie i bieda. Benedykt pamięta czasy dzikiego kapitalizmu lat dziewięćdziesiątych. I skoku cywilizacyjnego Polski. Profesjonalizacja, nowoczesność, postęp. Na oczach Benedykta polska gospodarka stawała się dojrzała. Poziom zaś życia powoli stabilizował się we względnym dostatku. I też o względny dostatek na emeryturze Benedyktowi chodziło.
Nie wierzył, że w Polsce można coś ukraść. Ukraść tak po prostu. Tym bardziej nie wierzył, że można ukraść miliony z obligacji wykupionych przez tysiące ludzi. Nie wierzył, że w Polsce można zrobić wielomilionowy szwindel pod nadzorem instytucji państwowych. Nie wierzył, że właściciele i zarządy wszystkich pięciu upadłych spółek będą bezkarne.
Benedykt stracił wiarę we własną przyszłość. Gorzko dodać: stracił też wiarę w Polskę. To nie jest kraj dla uczciwych ludzi.