Święty Hubert podczas polowania miał zobaczyć jelenia. W jego porożu żarzył się krzyż. Jeleń miał poprosić świętego Huberta o darowanie mu życia. Następnie zaś upomnieć go. Ludzkim głosem! A upomnieć święty jeleń miał świętego Huberta za jego niepohamowaną pasję – myślistwo. Lub łowiectwo. Jak kto woli.
Tak oto święty Hubert stał się patronem myśliwych. I myśliwi z okazji jego wspomnienia organizują krwawe orgie. W imię Boga i w imię świętego Huberta!
Strzelają do dzików, jeleni i saren, strzelają do ptactwa, robią nagonki. Nie w ramach swojej chwalebnej misji strażników „równowagi” w przyrodzie. Zabijają tak po prostu. Dla wprawy i własnej satysfakcji. Wszystko za błogosławieństwem kapłana.
Hubertalia. Bohaterzy wyświęconych strzelb chętnie klękają. Księża te strzelby chętnie wyświęcają. A za świętymi jeleniami ciągnie się krwawa nagonka. Potem myśliwi zbierają trofea w postaci ciał niepotrzebnie rozstrzelanych zwierząt. I ta bałwochwalcza rzeź jest często fotografowana. Takie tam zdjęcia na pamiątkę. Zdjęcie dumnego łowczego z ciałem niepotrzebnie zastrzelonego zająca. Zdjęcie dumnej łowczyni trzymającej nogę na martwym torsie jelenia. Strzelba w ręku, święty w sercu.
A wracając do legendy o świętym Hubercie… Przecież jeleń miał ludzkim głosem upomnieć świętego Huberta. Przecież jeleń miał wyprosić go o życie. Ludzkim głosem. Przyrodniczy cud. Czy godnym jest na pamiątkę tego cudu, robić coś na odwrót? Miast oszczędzać życie łownych zwierząt, poświęcać to życie dla własnej krwistej satysfakcji?