Politycy są swoistymi artystami, którzy malują niewidzialną farbą podstępu. Potrafią dać tak, aby nic nie dać, albo aby w ostatecznym rozrachunku to nic nie kosztowało. Podobnie jest z pomocą dla samozatrudnionych na czas aktualnego kryzysu. Przy czym, pomoc ta wpisuje się w trwającą od lat politykę systemowego i podstępnego wyzucia samozatrudnionych z praw socjalnych.
W Polsce formalnie obowiązuje zakaz zatrudniania na działalność gospodarczą: jeżeli praca jest pracą, to nie jest działalnością gospodarczą, a świadczący pracę jest pracownikiem, a nie przedsiębiorcą. Jednak państwo przez lata akceptowało stan, w którym osoby są „zatrudniane” na działalność gospodarczą. Dotyczyło to informatyków, medyków, kurierów i prawników oraz przedstawicieli wszelkich innych zawodów, którzy faktycznie świadczyli pracę na rzecz swojego kontrahenta. Państwo stworzyło ku takiemu stanowi rzeczy intratne pokusy: możliwość odliczania VAT, niezależne od dochodu zryczałtowane składki na ubezpieczenie społeczne, podatek liniowy. Zjawisko „samozatrudnienia” było nie tylko tolerowane przez Państwo: zjawisko to było po prostu opłacalne dla Państwa i dlatego Państwo stworzyło wszystkie zachęty samozatrudnienia.
Niezależnie od barw politycznych rządzących, Państwo czerpało z tej sytuacji istotne korzyści. W miejsce emerytur adekwatnych do dochodów, osoby „samozatrudnione” pracują na śmiesznej wielkości emerytury, bez gwarancji emerytury minimalnej. W miejsce rent adekwatnych do dochodów, osoby takie „pracują” na kilkuset lub kilkudziesięciozłotowe świadczenia rentowe. Najgorzej jest jednak z chorobowym. Tutaj Państwo nie tylko od zawsze kiwało samozatrudnionych, ale wprost ich oszukiwało.
Ubezpieczenie chorobowe zapewnia samozatrudnionemu pewne minimum egzystencji w razie choroby: po pierwsze, za okres choroby nie płaci się składek ZUS, a to dość znaczne obciążenie dla małych przedsiębiorców; po drugie, za okres choroby przedsiębiorca podlegający ubezpieczeniu chorobowemu dostaje ok. tysiąca na chleb i masło. Nie ma więc kosztów, ma zaś na chleb. Koszt dla ZUS w sumie nieznaczny. Ale jak oszczędzać to na samozatrudnionych!
Aby pokazać mechanizm oszustwa, należy zadać jedno pytanie: co się dzieje w razie opłacenia podatków lub składek na ubezpieczenia społeczne, po terminie ich płatności? Otóż, płaci się odsetki. Dotyczy to wszystkich świadczeń publicznoprawnych. Spóźniasz się – płacisz odsetki. Mają tak pracownicy, płatnicy składek, wielkie przedsiębiorstwa, dotyczy to każdego z nas.
Ubezpieczenie chorobowe dla samozatrudnionych zostało natomiast skonstruowane podstępnie. Spóźniasz się ze składką na chorobowe – wypadasz z ubezpieczenia. A zatem mechanizm podstępu Państwa w stosunku do samozatrudnionego obywatela został oparty na sankcji za opóźnienie w płatności składki w postaci „wypisania” z tego ubezpieczenia. Spóźnisz się dzień – nie staraj się dokładać odsetek karnych. Po prostu wypadłeś! Ale niech nikt się nie martwi. Logiczny wniosek, że w takim razie Państwo zwraca spóźnioną składkę, jako nadpłatę, jest nie do końca prawidłowy. Państwo samo z siebie nic nie zwróci i o niczym nie poinformuje. Przedsiębiorca dowie się, że nie jest w ubezpieczeniu chorobowym dopiero, jak wystąpi o zasiłek.
Ten państwowy mechanizm kiwania samozatrudnionych jest jednak bardziej perwersyjny. Prawo do świadczeń chorobowych przysługuje dopiero po upływie 3 miesięcy terminowego opłacania składek. Wystarczy raz się spóźnić i zamiast odsetek znów wypadasz na kolejne 3 miesiące.
ZUS dla samozatrudnionych stworzył więc systemową, opartą na ustawie, sieć podstępnego eliminowania samozatrudnionych z prawa do minimalnego zabezpieczenia w razie choroby. I to pomimo tego, że samozatrudnieni są w istocie rzeczy pracownikami i powinni korzystać z pełnej konstytucyjnej ochrony ich praw socjalnych.
Powyższe rozważania są istotne w aspekcie oceny rządowego pakietu pomocowego dla przedsiębiorców. Pakiet pomocowy dla przedsiębiorców został bowiem skonstruowany na tej samej zasadzie, co prawo samozatrudnionych do zasiłku chorobowego: wykiwać frajerów. O wiele mocniejsze słowa są adekwatne dla oceny tego pakietu.
Po pierwsze – pakiet pomocowy nie zakłada przywrócenia samozatrudnionym terminu do opłacania składek za ostatnie 3 miesiące przed wybuchem epidemii. Kto się złapał w sieć państwowego podstępu i z ubezpieczenia chorobowego wypadł – do ubezpieczenia tego może wrócić co najwyżej za 3 miesiące (uwaga: już wtedy to ubezpieczenie będzie raczej niepotrzebne).
Po drugie – korzystasz ze zwolnienia składek ZUS. Jest istotne ryzyko, że zachorujesz na koronawirusa. Myślisz, że ZUS wypłaci Tobie chorobowe? Nikt nie mówi, że wraz ze zwolnieniem ze składek ZUS są zachowane wszystkie uprawnienia wynikające z ochrony ubezpieczeniowej. Czy Państwo na tym coś traci? Państwo tak daje, żeby nie dać, albo żeby to nic nie kosztowało. Koszty zasiłku chorobowego i zwolnienia z płatności składek za okres chorobowy będą porównywalne, niż jakby samozatrudniony składki płacił.
Po trzecie – korzystasz ze zwolnienia ze składek ZUS. Do chorobowego wrócisz za 6 miesięcy. Dlaczego? Zwolnienie wynosi 3 miesiące, aby korzystać z uprawnień do chorobowego musisz terminowo opłacać składki przez 3 miesiące. 3 miesiące + 3 miesiące = 6 miesięcy.
Po czwarte – narracja polityczna, że samozatrudnieni zostali zwolnieni ze składek na ZUS jest podstępna. Ktoś uwierzy i nie zajrzy do ustawy – wypadnie z chorobowego. Jak się zmityguje i opłaci z odsetkami, to się nie liczy. Samozatrudniony wypada na 3 miesiące. Jak wróci do ubezpieczenia chorobowego po 3 miesiącach terminowego opłacania składek, to już będzie po epidemii.
Po piąte – zwolnienie z ZUS przysługuje w razie, jeżeli przychody za marzec spadły o 50% w porównaniu do lutego. Co to faktycznie oznacza? Luty to okres ferii. Wyjazdy, urlopy. Potem powroty z urlopu. O tym, ile osób było na urlopach w okresie ferii świadczy to, że ich powroty z wyjazdów zagranicznych przyniosły Polsce koronawirusa. Samozatrudniony, w szczególności samozatrudniony informatyk, często ma tak skonstruowaną umowę, że zakłada ona wynagrodzenie za liczbę przepracowanych faktycznie godzin. Wynagrodzenie za urlop nie jest wypłacane, ale po prostu „mieści” się w tym, co strony sobie ustaliły za czas, kiedy „samozatrudniony” pracownik pracuje. Osoby prowadzące punkty usługowe również odczuwały istotny spadek przychodów w lutym, a to z uwagi na brak klientów, którzy wyjechali na ferie. Ile zatem osób będzie się kwalifikowało do zwolnienia z ZUS przez 3 miesiące? Wydaje się, że niewiele.
Po szóste – ten 50% spadek przychodów nie uwzględnia potrzeb małych przedsiębiorców, prowadzących działalność niskomarżową. W tych rodzajach działalności, nawet niewielki spadek przychodów powoduje stratę. A Państwo oferuje takim przedsiębiorcom pakiet pomocy oparty na zasadzie, że z tej straty mają jeszcze zapłacić do ZUS.
Jak z powyższego wynika, Państwo nawet w czasach koronakryzysu wciąż kiwa samozatrudnionych. Jest to moralnie naganne i mówiąc wprost: jest to zwykłym złem i brakiem politycznej przyzwoitości, że zamiast jednoczyć obywateli w sytuacji zagrożenia, Państwo ich część próbuje wykiwać.