Wolność umiera po cichu. Jej śmierć jest powolna. Nie następuje wskutek gwałtownego ataku. Raczej jest to systematyczne i metodyczne odkrawanie kolejnych kawałków wolności obywatelskich. Na początku czuje się nawet wspólnotę oddechów i celów: obywateli i państwa. Potem wolność traci oddech. Lecz i w ostatnich swych tchnieniach wolność nie wydaje krzyku. Nie targa się w konwulsjach. Umiera po cichu, spokojnie, tak jakby nic się nie działo.
Wolność umiera po cichu, gdyż żyje po cichu. Jej stanem idealnym jest bezrefleksyjność. Wolności obywatelskie kreują wokół siebie bezrefleksyjną przestrzeń społeczną. One po prostu są. Nie trzeba sobie ich uświadamiać, nie trzeba o nich rozmyślać. Jak człowiek idący spacerem. Nie myśli, że mógłby nie móc wyjść. Nie myśli, że mógłby mieć na nogach kajdany. I nie cieszy się, że ich nie ma. Gdyż ich po prostu nie ma. W stanie wolnym, stan niewolny jest poza sferą bieżącej percepcji.
Jednak człowiek przestaje być wolny, jeżeli Państwo realnie nie gwarantuje mu wolności osobistej. Naród przestaje zaś być wolny, jeżeli zrzeka się lub staje się pozbawiony realnej suwerenności wyborczej. W Polsce, wolności te – osobista i wyborcza – zostały rozmontowane. Właśnie dzisiaj, na oczach współczesnych, umiera wolność. Skorumpowana za poczucie bezpieczeństwa i stabilności. Sprzedana za publiczne pieniądze. Zdycha w cichej agonii. Perwersyjnie odcinana – kawałek po kawałku.
Najpierw, odebrano ludziom prawo do tajemnicy korespondencji i rozmów. Służby uzyskały bezpośredni dostęp do sieci operatów telekomunikacyjnych. Nikt nie krzyczał. Przecież bać się tego muszą tylko ci, którzy mają coś na sumieniu. Bogaci i do tego przestępcy. A poza tym – kto by podsłuchiwał wszystkich?
Pozbawiono ludzi fundamentów ochrony ich wolności osobistej: nie ma pozbawienia wolności bez orzeczenia niezależnego i niezawisłego Sądu. Wprowadzono przepis, że prokurator (prokurator!) może wstrzymać wykonalność postanowienia Sądu w sprawie zamiany aresztu na poręczenie majątkowe. Nikt nie krzyczał, że w sposób oczywisty narusza to zakaz aresztu bez sądu. Przecież tego muszą się bać tylko bogaci i tylko mający coś na sumieniu.
Wreszcie, pod pozorem „tarczy antykryzysowej” wprowadzono areszt domowy. Pozbawienie wolności na podstawie decyzji prokuratora! Nienazwane „pozbawieniem wolności”. Uzasadniane światowymi standardami praworządności. Potrzebą sprawności wymiaru sprawiedliwości. Pod sztandarem pomocy przedsiębiorców – wysadzono fundamenty wolności osobistej. Nikt nie krzyczy. Przecież bać się tego muszą tylko bogaci i tylko mający coś na sumieniu. Poza tym: kto by aresztował wszystkich?
Perwersją ostatnich tygodni jest pozbawienie ludności prawa wychodzenia z domów, wchodzenia do lasów, wychodzenia do pracy. I nie chodzi o zasadność tych zakazów w obliczu epidemii. Chodzi o to, że podstawą prawną do ich wprowadzenia nie jest konstytucyjnie uregulowany stan nadzwyczajny – stan klęski żywiołowej. Ustawą i rozporządzeniami wprowadzono pozakonstytucyjny stan nadzwyczajny. Złamano fundamentalną zasadę ustrojową: wolności obywatelskich nie można ograniczać w drodze decyzji politycznych. Bezprawie zamiast legalizmu. Widzimisię zamiast Konstytucji.
Wolność umarła. Ludzie i organy państwa, policja i wojsko są posłuszne antykonstytucyjnym regulacjom prawnym. I znowuż: nikt nie krzyczy. Każdy dba o zdrowie. A poza tym – legalnie lub nielegalnie – to muszą się bać tylko bogaci i tylko mający coś na sumieniu.
Ostatnim aktem śmierci polskiej wolności jest pozbawienie Narodu jego suwerenności wyborczej. Operowano podstępem i bezczelnością. Użyto masowej propagandy. Skorumpowano Naród potrzebą bezpieczeństwa i stabilności władzy. Nikt nie krzyczy. Nie ma masowych demonstracji. A jest o co krzyczeć: Polska właśnie traci wolność, Naród zaś Polski traci swoją suwerenność.
Wolność umarła. Rozmontowana. Nikt nie krzyczy. Nikt nie płacze. Nie słychać szlochów, czy rozpaczy. Przecież bać się muszą tylko bogaci i tylko mający coś na sumieniu.