W 1776 roku Humphrey Primatt napisał rozprawę o grzechu okrucieństwa względem zwierząt. Czego się nie spodziewał to tego, że parę wieków później istoty ludzkie poważą się naruszyć podstawowe prawa natury i Boży porządek. Podkreślić trzeba te słowa: Boży porządek. Zwierzęta bowiem w pełni uczestniczą w cudzie życia. Iskrą tego cudu jest rozmnażanie się. Inseminacja w akcie kopulacji. Zapłodnienie przez stosunek seksualny. Pokrycie. Mówiąc wprost co do bydła: inseminacja penetracyjna!
Nie idzie przy tym o to, że czynności prokreacyjne nie mogą być w pewnych przypadkach uzupełnione sztucznym zapłodnieniem (jak przy metodzie „in vitro”). Powstaje jednak gigantyczny problem moralny, gdy sztuczne zapłodnienie staje się definitywnym przeznaczeniem gatunków. W ten bowiem sposób, rolnictwo przemysłowe sprowadza zwierzęta do roli rzeczy. Następuje od-zwierzęcenie i urzeczowienie zwierząt.
Rzeczą stają się byki. Hoduje się je w naćpanych feromonami stadach. Ćpa się ich feromonami tylko po to, by po kolei dane im było spełnianie swej męskości w foliowej, wielkiej, sztucznej pochwie. „Rzecz” – byk produkuje inną rzecz – nasienie. Następnie taki „towar’ jest w różnych konsystencjach sprzedawany hodowcom krów.
Rzeczą staje się także krowa. Bohaterski inseminator wkłada jej rękę w pochwę, by rozluźnić jej drogi rodne i umożliwić „wjazd” pełnej plemników (w żelu) pipety. Po co krowom chędożenie? Byk by jeszcze nie trafił, ludzkiemu inseminatorowi nie można zaś odmówić celności.
Konie. Ma klacz chętkę? Do wyboru: nasienie świeże, schłodzone lub konserwowane w ciekłym azocie. Technika pozwala na selekcję końskiego nasienia w kierunku płci pięknej i brzydkiej. Oprócz konsystencji nasienia można więc wybrać także „płeć” nasienia. A co tam, ogiery są ogierami tylko z nazwy. Prawdziwym ogierem jest inseminator. Żal, gdyż jest taki inseminator ogierem z pipetką zamiast penisa.
Na krowach i koniach się jednak nie kończy. Rolnicy przemysłowi nie wzdragają się nawet przed głaskaniem koguta dla jego cennego nasienia. Potem kogucie nasienie daje się do pipety i można ze zboczonym chichotem zapładniać liczne kurki. Głaskanie koguta wyparło przy tym inną metodę pozyskiwania koguciego nasienia: elektrostymulację. Zamiast elektrostymulacji można użyć nazwy „elektrowstrząsy narządów rodnych”.
O sztucznej inseminacji kóz pisze się w środowiskach rolniczych kolejne poematy: „Inseminację kóz, zarówno nasieniem świeżym, jak i mrożonym, wykonuje się najczęściej metodą klasyczną − wprowadzając pipetę inseminacyjną poprzez rozwartą (specjalnym rozwieraczem) pochwę do kanału szyjki macicznej. Niezbędne oświetlenie dróg rodnych kozy zapewnia lampka umieszczona na czole inseminatora lub, w nowszych rozwiązaniach, wbudowana w przyrządy inseminacyjne” (Metody intensyfikacji rozrodu kóz, Wiadomości Zootechniczne, 2007, 1-2 : 5-13). Oby tylko poecie światło nie zgasło, bo jeszcze pipetka z rączki by wypadła!
Rozród. Inseminacja. Ile zwierzęcia zostaje w zwierzęciu? Strach pomyśleć, co się stanie w momencie, gdy ludzkość nauczy się wytwarzać sztuczne nasienie.
Urzeczowiając zwierzęta człowiek przekracza granicę swojego człowieczeństwa. Krok po kroku. Zwykły rozpłód już stał się elementem cyklu produkcyjnego, a życie zwierząt hodowlanych zostało sprowadzone do krótkiego i koniecznego przerywnika w ludzkim cyklu konsumpcji. Czy nadejdzie taki moment, że człowiek się opamięta? A może po prostu zbierze żniwa swego okrutnego siewu i zatraci całkowicie swą człowieczość.