Instytucje państwowe na szeroką skalę wykorzystują nowoczesne technologie. Automatyzuje się procesy wydawania decyzji i przepływu informacji o obywatelu pomiędzy różnymi organami państwa. Nowoczesne technologie znajdują zastosowanie dla instytucji bezpieczeństwa i porządku publicznego. Zintegrowane systemy monitoringu pozwalają na śledzenie obywatela i odtwarzanie jego kolejnych lokalizacji w czasie. Obywatel jest kontrolowany na każdym kroku: począwszy od przepisów ruchu drogowego, aż do wywiązywania się z obowiązków podatkowych.
Warto zwrócić uwagę, że państwo wydało na informatyzację Zakładu Ubezpieczeń Społecznych kwotę około 3 miliardów złotych, zaś bieżące utrzymanie systemu informatycznego to kilkaset milionów złotych rocznie. Jeżeli dodać do tego koszty informatyzacji systemu poboru podatków i kontroli skarbowej, koszty inwestycji w monitoring i kontrolę ruchu drogowego, koszty wyposażenia organów bezpieczeństwa i porządku publicznego w nowoczesny sprzęt informatyczny, okazać się może, że państwo wydało już dziesiątki miliardów złotych na to, aby obywatel stał się mniej anonimowy i na to, aby życie obywatela miało mniej tajemnic przed organami państwa.
Pośród wielu udogodnień, jakie zapewniono obywatelowi dzięki stosowaniu przez organy państwa nowoczesnych technologii, pośród jeszcze większej liczby rzeczy, które obywatelowi odebrano poprzez korzystanie przez instytucje publiczne z nowoczesnych technologii, brakuje jakichkolwiek wydatków, które wiązałyby się ze zwiększeniem obywatelskiej kontroli nad państwem i zapewnieniem narodowi realnego wpływu na kierunek spraw publicznych.
Czy świat nowoczesnych technologii nie powinien być wykorzystany dla zwiększenia kontroli obywatelskiej nad instytucjami publicznymi, proporcjonalnego do skali zwiększenia kontroli instytucji państwowych nad obywatelem? Czy państwo w zamian z odbieranie obywatelom coraz większego zakresu prywatności, nie powinno oddać im realnego wpływu na władzę?
Technologia w służbie demokracji
Bankomaty stały się powszechnie dostępne, czy to w miastach, na stacjach benzynowych poza miastami oraz w większych wsiach. W kolejnych miastach pojawiają się biletomaty. Informatyzacja wsi spowodowała, że korzystanie z płatności elektronicznych jest możliwe niezależnie od miejsca zamieszkania. Co więcej, już wiele lat temu, w państwach zachodnich pojawiły się proste automaty do sprzedaży papierosów. Autoryzują one nabywców pod kątem wieku minimalnego na podstawie odczytu z prawa jazdy.
Jak wspomniane technologię mają się do demokracji? Otóż, wszystkie one są powszechnie dostępne oraz polegają na identyfikacji użytkownika. Przy czym, część z nich jest zintegrowana centralnie z systemami bankowymi, która to integracja pozwala na równoczesne wypłacenie środków pieniężnych z bankomatu i odjęcie odpowiedniej części tych środków z rachunku bankowego. Postęp nauki i technologii pozwolił na identyfikację i integrację systemów bankowych w skali całego kraju (a nawet świata), dlaczego więc nie oprzeć demokracji na swoistego rodzaju bankomatach, to jest automatach do głosowania?
Skoro bankomaty pozwalają na identyfikację, wybór opcji oraz zbieranie i przesyłanie informacji w czasie rzeczywistym, automaty do głosowania mogłyby identyfikować wyborcę, dać mu wybór pomiędzy określonymi pytaniami, następnie zaś przekazywać do centralnego systemu wyborczego informacje o skorzystaniu z prawa do głosowania („braku dalszych środków na rachunku”) i zanonimizowaną informację o wyborze konkretnej odpowiedzi referendalnej przesyłać do systemu centralnego.
Dla tej części sceny politycznej, dla której tworzenie systemu automatów referendalnych stanowiłby zbędny wydatek, automaty referendalne mogłyby pobierać drobne opłaty od głosujących, np. 1,- złotówkę. Każde więc głosowanie przynosiłoby wielomilionowe dochody budżetowe.
Demokracja referendalna – państwo „łatwe w obsłudze”
Władza zwierzchnia narodu nad sprawami państwa sprowadza się aktualnie do aktu głosowania co kilka lat w wyborach parlamentarnych oraz udziału w wyborach na urząd Prezydenta RP. Referenda to drogie przedsięwzięcie, rzadko kiedy cieszące się zainteresowaniem społeczeństwa. Brak zainteresowania wynika w znacznej mierze z tego, że akt udziału w referendum państwowym wymaga znacznego zaangażowania czasowego: trzeba czytać nudne komunikaty informujące o miejscach głosowania dla poszczególnych ulic, trzeba się zgłosić w dane miejsce, stanąć w kolejce, następnie okazać dowód osobisty, zakreślić wybór na kartce. Przy czym, referenda organizowane w tradycyjny sposób są zbyt rzadkie, by przyzwyczaić społeczeństwo do udziału w tychże referendach. A z punktu widzenia państwa – referenda są po prostu drogie: trzeba zatrudnić sztab ludzi, trzeba wydrukować miliony ton papieru.
Stworzenie systemu automatów do głosowania, usytuowanych w miejscach, gdzie wyborcom jest „po drodze” i równie łatwego w obsłudze jak bankomaty, zniesie część niedogodności odstręczających wyborców od udziału w referendach. Dodatkowo, niższe koszty organizacji referendum w porównaniu do tradycyjnych form głosowania, spowodują możliwość częstszej organizacji referendów, co z kolei przełożyć się może na rozpowszechnienie w społeczeństwie postaw zaangażowania w bieżące sprawy państwa i przyzwyczai ludność do udziału w referendach.
Wreszcie i najważniejsze: powszechność systemu referendalnego powinna się wiązać z zapewnieniem obywatelom realnego wpływu na sprawy państwa.
Demokracja referendalna, jako fundament realnej suwerenności narodu
Suwerenność narodu jest fikcyjna, jeśli sprowadzić ją tylko do systemu przedstawicielskiego. Suwerenność narodu staje się coraz bardziej fikcyjna, uwzględniwszy, że partie polityczne stosują powszechnie socjotechniczne metody manipulacji masami. Suwerenność narodu jest tylko pozorna, jeśli sam naród nie będzie uczestniczył w rozstrzyganiu bieżących spraw państwa.
Ponieważ Polska jest krajem suwerennym, jego suwerenność winna być zbudowana na realnym wpływie obywateli na sprawy państwa. Bieżący wpływ i zaangażowanie narodu w sprawy państwa tym bardziej są potrzebne w czasach, w których technologia powoduje rozszerzenie sfery kompetencji i ingerencji państwa w życie obywateli i każdego obywatela z osobna.
Dlatego też, łącznie z budową powszechnie dostępnego systemu automatów referendalnych, należałoby uzyskać dla narodu określone uprawnienia referendalne. Jeżeli uprościć system referendalny do równie prostego aktu, jakim jest wyciągnięcie środków pieniężnych z rachunku bankowego, społeczeństwo mogłoby za pomocą referendów zawarować dla siebie prawo weta do ustaw uchwalanych przez parlament. Weto to, jako wyraz braku akceptacji narodu dla przepisów stanowionych przez jego przedstawicieli, mogłoby zostać uchylone wyłącznie w drodze kolejnego referendum i skutkowałoby brakiem wejścia w życie objętej wetem ustawy.
Prawo weta referendalnego dawałoby większe uprawnienia narodowi, niż moc wiążąca propozycji referendalnych. Propozycje referendalne dopóki nie zostaną przyjęte w drodze ustawy, nic nie oznaczają. Propozycje referendalne nie stanowią bowiem źródła prawa powszechnie obowiązującego.
Oprócz prawa weta referendalnego, społeczeństwo powinno mieć zawarowane uprawnienia abolicyjne. Abolicja referendalna oznaczałaby zniesienie karalności określonych przestępstw popełnionych w danym okresie czasu, nadto zaś mogłaby dotyczyć także abolicji podatkowej.
Uprawnienia referendalne narodu powinny rozciągać się także na pozostałe sfery działalności państwa, zaś samo uprawnienie do żądania przedstawienia danej kwestii pod rozstrzygnięcie narodu powinno zostać rozszerzone na mniejszość poselską i grupy obywateli.
Ryzyko narodowych błędów
Kwestionując potrzebę zaszczepienia w narodzie realnego zaangażowania w bieżące sprawy państwowe i kierunki polityki państwowej, można zadać sobie pytanie o ryzyko błędnych rozstrzygnięć referendalnych. Takie pytanie nasuwa się tym bardziej, że część polityków społeczeństwo traktuje jako bezrozumny tłum, masę podatną na ich socjotechniczne zabiegi – zwykłą gawiedź.
Pytanie o błędny kierunek spraw państwowych wynikający z „błędu” referendalnego należałoby jednak zastąpić pytaniem o długofalowość takiego kierunku. Przyrównując błędne rozstrzygnięcie referendalne w jednej konkretnej sprawie państwowej do błędnej decyzji wyborczej, skala błędu jest nieporównywalnie mniejsza.
„Nieodpowiedni” wybór polityczny może doprowadzić do sankcji międzynarodowych, czy też złego prowadzenia spraw gospodarczych. Wybór taki utrzymuje się przez okres 4 lat, podczas których państwo może doznać katastrofy: politycznej, gospodarczej czy też ustrojowej.
W tym miejscu, odwołać się można do bieżącego przykładu politycznego. Mianowicie, rządy jednej partii i wywodzącego się z tej partii Prezydenta RP, doprowadziły do politycznego zdominowania Trybunału Konstytucyjnego. Jeden z najważniejszych organów państwa stał się ubezwłasnowolniony politycznie. Skutki będą odczuwalne przez okres wielu lat, jeżeli w ogóle ich odwrócenie jest możliwe przy zachowaniu aktualnie obowiązującej Konstytucji. Akt wyborczy doprowadził zatem do błędu, którego skala jest o wiele większa – tak ustrojowo, jak i czasowo – od błędu, który mógłby wyniknąć wskutek jednego rozstrzygnięcia referendalnego.
W przypadku referendum ryzyko błędnego rozstrzygnięcia jest o tyle mniejsze w porównaniu do błędu wyborczego, że przy powszechnie dostępnym systemie referendalnym, można przeprowadzić kolejne referendum. Negatywne zaś decyzje polityków wybranych raz na cztery lata mogą być zaś nieodwracalne, mogą wreszcie skutkować faktyczną lub prawną zmianą ustroju, która następuje bez dalszej akceptacji społecznej.
Wreszcie, ryzyko błędnych decyzji referendalnych można ograniczyć w ten sposób, że dla wiążącego charakteru referendum w niektórych sprawach (jak np. w przypadku ograniczenia wolności obywatelskich, stosunków międzynarodowych i innych), wymagana byłaby kwalifikowana większość głosów.
Odwołując się do tego samego przykładu z bieżącej polityki (ubezwłasnowolnienia i upolitycznienia Trybunału Konstytucyjnego): referendalne prawo weta, byłoby jedyną szansą dla zapobieżenia złym regulacjom ustawowym, realizowanym przez funkcjonariuszy państwowych.
Społeczeństwo społecznie zaangażowane
Brak powszechnej dostępności i prawa do realnego współdecydowania o sprawach państwowych, uniemożliwia budowę w Polsce społeczeństwa społecznie zaangażowanego.
Aktualny system ustrojowy i jego aktualny obraz uniemożliwiający faktyczne i rzeczywiste realizowanie uprawnień suwerena przypominają demokratyczną wydmuszkę. Politycy angażują społeczeństwo w bezsensowne dyskusje, kreują problemy i tematy wiodące, byleby tylko zyskać poparcie wyborcze. A jednocześnie państwo wykorzystuje technologię do tego, aby faktycznie rozszerzyć swoją władzę nad obywatelem.
Dlatego też ceną, jaką państwo powinno zapłacić obywatelom za ich zawężaną prywatność i wolność, musi być prawo współdecydowania o sprawach państwowych zapewnione powszechnie dostępnym systemem głosowania referendalnego.