Czas się zatrzymał w niektórych instytucjach naukowych. Chciałoby się powiedzieć, że czas ten zatrzymał się na epoce PRL-u. Bardziej przystaje odniesienie do okresu feudalizmu. Feudalizm intelektualny jest tam uprawiany w najlepsze. Profesura jest niczym korona, profesorskie zaś pióro – mieczem. Mieczem, który służy ścinaniu niepokornych głów i buduje potęgę intelektualną feudała. Potęgę opartą na cudzej pracy naukowej.
W oparach statystycznego fałszu
Jeżeli spojrzeć na statystyki niektórych polskich naukowców, profesorski dorobek naukowy często opiera się na współautorstwie książek, artykułów naukowych i badań. Niektórych profesorów dorobek jest taki, że gdyby przyjąć za prawdę statystyki – mielibyśmy w Polsce nadprodukcję nadproduktywnych geniuszów naukowej wydajności.
Wszystko przez statystyki, punktową ocenę naukowców i … ciężką pracę młodych pracowników naukowych.
Ideał ucznia i mistrza w feudalnym wykonaniu
Miarą mistrza jest dorobek i poziom jego uczniów. Uczniów własny dorobek, powstały ich własną pracą i pod którym tylko oni się podpisali. Taki jest ideał. Często praktyka jest jednak inna: mistrz zawłaszcza sobie współautorstwo tekstów. Czasami wręcz zawłaszcza sobie „całe” autorstwo. Uczeń – doktorant staje się wtedy parobkiem pańszczyźnianym. I często to akceptuje; byle dotrwać do doktoratu; byle do habilitacji. Profesorom zawdzięcza się wszystko.
Takie podejście jest przeciwne uczciwości naukowej i stanowi nadużycie zależności. Jest też nie do utrzymania w standardach współczesności.
Tak jednak było i tak jest nadal. Dzisiejsi profesorowie pracowali na dorobek naukowy swoich profesorów. Odrobili swoją pańszczyznę i teraz to na ich dorobek młodsi powinni pracować. W międzyczasie się zestarzeli, założyli rodziny, mają mniej czasu, a więcej zajęć i chałtur. Wydajność już nie jest taka sama, czasu też mniej. Skoro dorobek ich młodości służył ich profesorom, to teraz dorobek naukowy młodych niech służy im.
Bierne współautorstwo, aktywny plagiat
Bierne współautorstwo nie jest współautorstwem. Dla współautorstwa należy mieć wkład nie tyle intelektualny w powstanie pracy naukowej, co faktyczny: podstawą do autorstwa nie są idee, wytyczne i wskazówki udzielone autorowi. Podstawą do współautorstwa nie są drobne uwagi, propozycje zmian i wytknięcia redakcyjne. W przeciwnym wypadku, pod każdym artykułem prasowym powinien się podpisywać korektor.
Współautor artykułu naukowego lub książki naukowej to osoba, która w rzeczywistości ten artykuł lub książkę współpisała, zaś wkład twórczy w powstanie dzieła był znaczący. Znaczący/istotny to znaczy taki, że dzięki temu wkładowi utwór naukowy stał się merytorycznie zupełnie innym utworem. Nie wystarczy dopisać słowa, zdania lub dwóch. Nie wystarczy dać wskazówek, przekazać idei i wyznaczyć myśl przewodnią. Tym bardziej, nie wystarczy dopisać tylko swojego nazwiska, by stać się współautorem.
Moralnym uzasadnieniem dla wpisywania się przez szacownych pracowników naukowych, jako współtwórców prac swoich młodszych podopiecznych, jest poczucie, że wykonywane czynności naukowo-opiekuńcze: recenzja, dane wskazówki, przekazane idee i koncepcje, omówienia i poprawki, w różnej ich dawce, często małej w braku czasu, są takim współtwórczym wkładem w powstanie pracy naukowej. Ale nie jest to żadne merytoryczne uzasadnienie dla ich współautorstwa. Byłoby to uzasadnieniem dla wpisania adnotacji: „Praca powstała pod kierunkiem ….”, a nie do wpisania się, jako współautor pracy.
Podpisanie się zatem pod czyjąś pracą jest plagiatem. Nawet przy współudziale młodego twórcy pracy i nawet przy zgodzie tego twórcy. Nawet na prośbę takiego twórcy, który uzyskując publikację profesorską, chciałby wyrobić swoją renomę. Plagiatem, który jest przejawem intelektualnego feudalizmu i intelektualnego zniewolenia młodych pracowników naukowych.
Nauka oparta na dobrych obyczajach
Młodych magistrów i doktorantów ściga się za plagiaty. Trudno jednak pominąć, że w świecie naukowym autorstwo, współautorstwo i plagiat mieszają się w jednym garnku. Od okresu studiów magisterskich, na niektórych kierunkach, krążą legendy o profesorach. Którzy sobie skopiowali część pracy magisterskiej i opublikowali artykuł. Którzy sobie wzięli studencki referat. Którzy w ramach promotorstwa zlecają doktorantom napisanie iluś artykułów … ich, mości profesorskiego, autorstwa.
W takich warunkach ciężko wykształcić w młodym pokoleniu poczucie wartości i własności własnej pracy naukowej. Zaś młoda osoba prędko plagiat uzna za normalny element kariery naukowej.
Taka rzeczywistość jest jednak sprzeczna z wartościami, jakie powinny obowiązywać w polskiej nauce. Stąd też, przykład powinien iść z góry. Współautorstwo prac naukowych w relacji profesor – doktorant; profesor – młody pracownik naukowy; profesor – habilitant, z daleka śmierdzi nadużyciem stosunku zależności. Profesorowie niech piszą swoje prace, prace natomiast naukowej młodzieży powinny iść na rachunek ich rzeczywistych twórców. W Polsce zbyt bowiem często współautorstwo stanowi zwykłe nadużycie.
Nadzór natomiast nad szkołami wyższymi i instytutami naukowymi powinien równie skutecznie co plagiaty studentów i doktorantów, kontrolować, czy prace naukowe profesorów nie są wynikiem intelektualnego wyzysku ich podopiecznych. I stworzyć system reakcji na nadużycia intelektualne profesorów i starszych pracowników naukowych. Tak, aby młody pracownik naukowy był chroniony. Tak, aby zapewnić mu opiekę i pole do twórczej i swobodnej pracy naukowej. Na własny, nikogo więcej, rachunek.