Czy można ufać komuś, kto codziennie rano otrzymuje wytyczne, jak mówić i co mówić? Jak odnaleźć lidera, skoro przywództwo polityczne ogranicza się do dobrej prezentacji poglądów napisanych przez partyjnych socjotechników. Jak zaufać komuś, kto nie ma własnych poglądów lub też odstępuje od prezentowania własnych poglądów na rzecz partyjnego podporządkowania poglądom pisanym przez partyjnych funkcjonariuszy?
Partie polityczne stały się korporacjami medialno-socjotechnicznymi, zatracając swój państwowy i polityczny charakter. W świecie bowiem korporacji politycznych gombrowiczowska gęba staje się ważniejsza od duszy, a uśmiech i elokwencja zastępują rzeczywiste zaangażowanie w sprawy publiczne.
Bądź mądry mądrością swych doradców
Mądrość można posiadać, ale też mądrość może przejawiać się w umiejętności dobierania mądrych doradców. Geniusz zaś, nie tylko cechuje się mądrością własną, ale potrafi równocześnie korzystać z mądrości swych doradców. Nawet jednak głupi polityk, najmniej inteligentny, najmniej oczytany i co gorsza – najmniej rozumiejący problemy państwa i społeczeństwa, może się okazać mądrym politykiem, a to z tego względu, że posiadać będzie mądrość swoich doradców.
W korporacjach politycznych nie ma jednak miejsca na mądrość. Zamiast mądrości, rządzi socjotechnika. Konsekwentnie, w partiach politycznych nie ma miejsca na mądrych doradców. Zamiast mądrych doradców partie wolą finansować sztaby marketingowców – wymyślaczy tanich haseł wyborczych i wyszukiwaczy fikcyjnych problemów, o których rozwiązanie można wytoczyć polityczną batalię.
Brak miejsca na doradców, inni niż analitycy zachowań społecznych i jątrzyciele postaw społecznych, sprowadza rolę współczesnego polskiego polityka do korporacyjnej marionetki.
Polska w rękach marionetek
Znany powszechnie z bajki o smerfach Klakier był czarnym kotem, towarzyszem Gargamela. Odradzał mu niebezpieczne pomysły i krytycznie oceniał poczynania swego pana, pozostając wciąż mu wiernym. Klakier posiadał zatem dar samodzielnego myślenia.
W korporacjach partyjnych brak jest jednak miejsca dla klakierów. Samodzielność myślenia musi bowiem zostać podporządkowana partyjnemu interesowi. Stąd też, współczesny polityk partyjny staje się powoli marionetką w rękach partyjnych socjotechników, zaś sama scena polityczna zaczyna przypominać scenę teatru lalek.
Zjawisko marionetyzacji polityków partyjnych daje się zauważyć po programach publicystycznych. Po pierwsze, część posłów i senatorów w ogóle nie wypowiada się w tych programach. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest to, że politycy tacy nie zostali wyselekcjonowani przez anonimowych funkcjonariuszy partyjnych do publicznych wystąpień. Po drugie, ta niewielka część senatorów i posłów, którzy zostali dopuszczeni do publicznych wystąpień, otrzymuje szczegółowe wytyczne, jakie poglądy mają prezentować. Po trzecie, a zarazem będące wyrazem przekroczenia wszelkich granic bezczelności – „prezenterzy” partyjni oczekują od dziennikarzy i prowadzących programy publicystyczne listy pytań lub tematów, które będą omawiane podczas danego programu. Nie jest to uzasadnione potrzebą umożliwienia merytorycznego przygotowania się do wystąpienia. Jest jednak niezbędne dla funkcjonariuszy partyjnych dla opracowania partyjnego stanowiska dla zadanych tematów. Skoro dziennikarze ulegają i nie odważają się zaskakiwać polityków pytaniami, politycy wespół z dziennikarzami uczestniczą w fikcji debaty publicznej w Polsce, której narracja pochodzi od anonimowych funkcjonariuszy partyjnych.
Gołębie serca polityków
Gołębie żyją bardzo bliska człowieka, poszukując w dużych skupiskach ludzkich jedzenia i schronienia. Jako jedna z nielicznych ras ptaków, gołębie cechuje defekowanie do własnych gniazd. Mówiąc o gołębich sercach polityków nie chodzi więc o ich łagodność czy postawę pełną szacunku dla swych wyborców. Stwierdzenie o gołębich sercach polityków odnosi się do tego, że ulegając partyjniackiej narracji, politycy w istocie obrażają swoich wyborców, udając zaś własne poglądy – politycy wprost oszukują swych wyborców.
W okresie wyborów parlamentarnych, politycy partyjni prezentują się swoim wyborcom, jako liderzy społeczności, zdolni do podejmowania ważnych decyzji i prowadzenia Polski ku lepszemu jutru. Prezentują oni swoje poglądy, uczestniczą w wyborczych wiecach, wykrzykują pełne mocnych akcentów hasła. W momencie jednak, gdy partyjny polityk stanie się już posłem lub senatorem, przestaje być liderem. Król okazuje się być nagim, a polityk okazuje się być niezdolnym do samodzielnego myślenia, poddając się całkowicie narracji partyjnej. Wyborcy wybierają lidera, przywódcę, osobę, która wzbudza ich zaufanie, a w zamian otrzymują usta czytające z kartek napisanych przez anonimowych socjotechników i ręce, które w ślad za wytycznymi tych socjotechników głosują w parlamencie.
Partyjna machina czy partyjna matnia?
Pozostaje pytanie, dlaczego, szczególnie ci wykształceni i elokwentni politycy, decydują się na służebną rolę partyjnych marionetek? Najprościej byłoby to wytłumaczyć ich poczuciem, że dobro partyjne odpowiada ich wyobrażeniu o dobru ogólnopaństwowym. Odpowiedź jest jednak bardziej prozaiczna.
Droga do parlamentu to wiele lat pracy w charakterze funkcjonariusza partyjnego. Począwszy od szczebli samorządowych, partia polityczna zapewnia miejsce na listach wyborczych, a rodzinie dostęp do urzędów i firm samorządowych. Polityk szczebla krajowego lub polityk lokalny o silnej pozycji w strukturze partyjnej może liczyć na benefity dla swojej rodziny w postaci zatrudnienia w spółkach Skarbu Państwa, ministerstwach i w powiązanych z partią polityczną spółkach prywatnych. Bycie politykiem partyjnym rozciąga się więc w czasie, stanowiąc najczęściej istotny wyłom w karierze zawodowej oderwanej od polityki – jeżeli w ogóle dany polityk miał możliwość poznania kariery pozapolitycznej.
Bez polityki, polityk staje przed problemem znalezienia pracy w prywatnym sektorze, która niekoniecznie musi się wiązać z takimi samymi zarobkami, jakie można osiągnąć w polskiej polityce. Dodatkowo, bez polityki, rodzina polityka staje przed problemem dalszego zatrudnienia w spółkach Skarbu Państwa, urzędach i różnych instytucjach publicznych i prywatnych, związanych z partią.
Dyktat intelektualny i światopoglądowy, jaki narzuca partia polityczna swoim członkom, jest więc uzasadniony względami finansowo-zawodowymi. Ogromna większość polityków nie znajdzie takiej pracy, która dawałaby im poczucie takiej ważności, jak poczucie współkształtowania całej polityki państwowej. Próżność łechta kieszeń, a kieszeń łechta próżność. Dotykając zaś pierwotnych instynktów, próżność jest silniejsza niż intelektualna samodzielność, która wymaga uniesienia się ponad pierwotne instynkty.
Wchodząc w świat polityki i włączając się do partyjnej machiny, polityk ląduje więc w partyjnej matni, w której przetrwanie warunkowane jest zajadłością do przeciwników politycznych i uległością wobec partyjnych sitw.
Politycy ponad partyjnym dyktatem
Smutny i przerażający obraz partyjnych machin wyborczych wywołuje potrzebę szeregu zmian w polskim ustroju społeczno-politycznym. Najważniejszej zmiany należałoby oczekiwać nie u polityków, ale u samych wyborców. Muszą się obywatele zaangażować w życie społeczno-polityczne. W przeciwnym wypadku będą oni bowiem bezwolną gawiedzią (bez ich deprecjonowania), manipulowaną przez partyjnych socjotechników. W dalszej kolejności, instytucje publiczne powinny angażować obywateli do wydawania opinii, współuczestnictwa przy podejmowaniu decyzji i wreszcie wypracować instrumenty realnego wpływu obywateli i społeczności na bieg spraw państwowych i lokalnych. Politycy bowiem dopiero wtedy odejdą od partyjnych układów, jeżeli zostanie to odpłacone w społecznym poparciu.