Majstersztykiem socjotechnicznym była publiczna reakcja środowisk prawicowych i niektórych przedstawicieli Kościoła na ratyfikację przez Polskę Konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Obrona spójności rodziny, obrona więzów małżeńskich, obrona polskich tradycji, obrona polskiego interesu narodowego.
Wszystko brzmi pięknie, a prawda wyglądała następująco: cynizm i hipokryzja. Cynizm, gdyż w polskiej polityce brak jest systematycznych działań eliminujących przemoc wobec kobiet. Hipokryzja, gdyż walka z przemocą w rodzinie z punktu widzenia tak wiary katolickiej, jak i interesu narodowego, powinna być priorytetem.
Wbrew bowiem socjotechnicznym przepoczwarzeniom pojęciowym, przemoc względem kobiet jest nie do pogodzenia z polskimi wartościami kulturowymi i religijnymi.
Dumna zaduma nad statystykami
W 2014 roku Agencja Praw Podstawowych Unii Europejskiej opublikowała raport na temat przemocy wobec kobiet w Unii Europejskiej. Z przeprowadzonych badań wynika, że Polki były wśród najmniej narażonych w Europie na przemoc seksualną, nękanie, przemoc psychiczną, przemoc fizyczną i molestowanie.
Tak dobre wyniki powinny być powodem do dumy. Stały się one jednak raczej powodem do zadumy.
Jeżeli jest tak pięknie, dlaczego w prasie pojawiają się takie informacje: Polki mają stanowić 2/3 korzystających z pomocy w ośrodkach dla kobiet uciekających przed przemocą w Edynburgu. Dlaczego Polki miałyby być w polskiej społeczności imigracyjnej na Wyspach Brytyjskich wśród najbardziej narażonych na przemoc ze strony ich polskich partnerów (według niesprawdzonych informacji podanych w: Dionisios Sturis, Ewa Winnicka, Głosy. Co się zdarzyło na wyspie Jersey, s. 213)?
Porównanie danych polskich i brytyjskich jest o tyle zasadne, że w Wielkiej Brytanii jest mniejsza społeczna tolerancja przemocy domowej. Przez to, w większej liczbie przypadków podejmowana jest interwencja prawna. Konsekwentnie, więcej przypadków przemocowych jest ujawnianych. I dochodzi jeszcze ostatni czynnik: Polki w Wielkiej Brytanii nie mogą „uciekać” do rodziny, co z kolei powoduje, że częściej korzystają z pomocy instytucjonalnej i częściej też przemoc względem nich wychodzi na jaw.
Te różnice w statystycznych ujęciach (Polki w Polsce, Polki w Wielkiej Brytanii) obrazują problem z polskimi, urzędowymi statystykami przemocy w rodzinie i jej najczęstszej formy: przemocy wobec kobiet. Wyniki polskich urzędowych statystyk przemocowych są zniekształcone zakorzenioną w społeczeństwie polskim mentalnością przemilczania przemocy.
Przemoc wobec kobiet: problem społecznej mentalności
Sąsiad. Pierwszy świadek przemocy. Duchowny. On co najmniej powinien widzieć. Najbliższa rodzina. Bierni pomocnicy.
Kobieta doznająca przemocy domowej często pozostaje w zaklętym kręgu milczenia. Milczenia ze strony najbliższych. Najbardziej bolesne wydaje się milczenie ze strony najbliższej rodziny. Co prawda, polska kobieta może uzyskać schronienie w domu matki lub ojca. Jednak relatywnie rzadko rodzice czynnie pomagają w uzyskaniu rozwodu i separacji. Po pierwsze, nierozerwalność małżeństwa. To grzech pomagać przy rozwodzie, namawiać do rozwodu. Po drugie, sąsiedzi i lokalna społeczność. Po trzecie, ciężar. Sprowadzić sobie na głowę córkę i jej dzieci. Po czwarte, złe wzorce. Często przemoc, tyle że taka „bez przesady” jest po prostu traktowana, jako niegroźna. Po piąte, wstyd. Rozwód, to zaraz w życiu córki pojawi się inny mężczyzna. Będzie z nim żyła w niesakramentalnym związku. Może tych mężczyzn będzie więcej. Będzie budziła zgorszenie. Po szóste, wyrozumiałość. Polacy są wspaniale wyrozumiałym narodem. Jest to piękna cecha, ale nieusprawiedliwiona, jeżeli chodzi o wyrozumiałość dla ludzkiej krzywdy. Po siódme, bieda. Pomoc najbliższemu kosztuje.
Najbardziej bolesna wydaje się bierność najbliższej rodziny na przemoc domową. Najbardziej jednak żenującą formę bierności wykazują duchowni. Na stronie internetowej Archidiecezji Warszawskiej brak jest jakiejkolwiek informacji o ośrodku dla kobiet uciekających przed przemocą. W tym przed przemocą małżeńską. Rola społeczna Kościoła Katolickiego, a przede wszystkim katolickie wyznanie wiary i zespół katolickich wartości, kazałyby oczekiwać, że na pierwszej linii pomocy ofiarom przemocy w rodzinie będzie Kościół.
Sąsiedzi to wreszcie trzecia grupa biernych świadków. Czy to społeczny takt milczeć wobec przemocy za ścianą? Jest pewien wzorzec szlacheckiego honoru w polskiej mentalności. W mordę można dostać relatywnie łatwo. Przemocowych sąsiadów się jednak nie bije.
Ofiara przemocy w rodzinie jest więc sama. Będąc ofiarą bierności wszystkich wokół, jest często ofiarą także i własnej bierności.
Za dużo wina, jeszcze więcej poczucia winy
Alkohol jest istotnym czynnikiem wpływającym na poziom przemocy. Otwartym pozostaje jednak pytanie, czy bardziej do przemocy domowej nie przyczynia się poczucie winy. Poczucie winy ofiary wpływa bowiem na poczucie bezkarności sprawcy, łagodząc tym samym moralne blokady po stronie sprawcy. Poczucie winy ofiary skutkuje przy tym „dyslekcją” moralnych ocen sprawcy. Ofiary zbyt często przez swoje poczucie winy nie potrafią zachowaniu sprawcy przypisać jednoznacznie złych ocen. Bez „ale” i bez usprawiedliwiania.
Poczucie własnej winy i brak umiejętności kategorycznej, negatywnej oceny zachowania sprawcy, są wzmagane inercją otoczenia. Skoro nikt nie reaguje, nie jest tak źle. Skoro rodzina nie chce, żebym się rozwiodła, nie jest tak źle.
Pokorne odbieranie przemocy ze strony osoby najbliższej ma swój udział w statystykach przemocowych. Często w ogóle nie są uważane za przemocowe zachowania takie, jak szturchanie, popychanie, delikatne karcenie, ciągłe przygryzanie, ciągłe krytykowanie, nachalne dogadywanie, deprecjonowanie i obrażanie partnera. Posłuszeństwo cielesne w niektórych środowiskach jest wręcz pojmowane, jako obowiązek małżeński. Implikuje to z kolei wyciągnięcie poza nawias zachowań przemocowych gwałtów i molestowań pomiędzy małżonkami.
Walka z przemocą w rodzinie: wspólny interes polityczny
Skuteczna walka z przemocą w rodzinie to wspólny interes, niezależnie od barw politycznych. To nie jest bowiem walka z instytucją małżeństwa. Można z czystym sumieniem powiedzieć, że małżeństwa bez przemocy urzeczywistniają katolicki wymiar małżeństwa. Małżeństwa opartego przecież na szczególnie wyróżnionej w katolicyzmie formie miłości bliźniego.
Politykę walki z przemocą w rodzinie, w szczególności przemocą wobec kobiet (które mają statystycznie najwyższy udział w byciu ofiarami przemocy), równie dobrze można więc nazwać polityką ochrony małżeństwa przed przemocą. Małżeństwa bez przemocy to lepszy dom dla polskich dzieci. A eliminacja agresji i nadużyć w życiu rodzinnym to lepsza metoda troski o nierozerwalność małżeństwa, niż bierne milczenie nad ludzką krzywdą.
Dlatego też kwestia przemocy w rodzinie i przemocy wobec kobiet powinna zostać wyciągnięta poza nawias politycznych sporów i stać się osią wspólnej pracy nad instytucjonalnym eliminowaniem zachowań przemocowych z życia rodzinnego. Nie powinna być natomiast przedmiotem politycznej propagandy, że problemu nie ma lub też, że walka z problemem godzi w polskie wartości.