Jesteśmy w przededniu kryzysu. Jest realne zagrożenie, że nasza gospodarka cofnie się do lat 90 tych. Czy Polacy znów będą się mierzyć z masowym bezrobociem i powszechnym brakiem środków utrzymania? Polacy oczekują teraz pomocy od Państwa. Państwo zaś może zaoferować pomoc jedynie li tylko pozorną. Dosadniej: „figę z makiem”.
Taki stan rzeczy wynika z powielanych od lat błędów o charakterze systemowym: systemu finansowania potrzeb Państwa i systemu finansowania wydatków socjalnych.
Oczywiście nie jest to dobry czas na reformę systemu podatkowego. Jest to czas na to, aby podjąć wspólny wysiłek i starać się cały ten kryzys jakoś przetrwać – indywidualnie i jako społeczeństwo. Trzeba jednak pamiętać, że Polska już raz straciła niepodległość. Straciła niepodległość m.in. dlatego, że Polacy (szlachta) w czasach dobrobytu nie chcieli ponosić ciężarów finansowych utrzymania własnej państwowości, zaś władza publiczna nie potrafiła wprowadzić systemu podatkowego, zdolnego do zapewnienia środków finansowych na zachowanie suwerenności. Reforma systemu finansów publicznych jest więc konieczna – jeżeli nie teraz, to zaraz po powrocie do normalności.
Obecny system finansów publicznych nie bilansuje się od lat. Tym bardziej, nie może się on zbilansować, gdy gospodarka została dosłownie zamrożona. Wyobrazić sobie można Polskę, jako przedsiębiorstwo: przedsiębiorstwo ma stratę (deficyt). Ta strata występuje każdego, dosłownie: każdego, roku. Raz większa, raz mniejsza. Jego właściciele (obywatele) pokrywają co rok kolejne straty, aż w końcu tracą źródło dochodu. Czy to przedsiębiorstwo – Polska upadnie? Oby nie!
Zeszłe lata były latami koniunktury. Polacy poczuli się względnie bogaci. W momencie, w którym w gospodarce zaczęło się dziać naprawdę dobrze, przywrócenie programów socjalnych trafiło na żyzny grunt. Ludzie chcieli mieć poczucie bezpieczeństwa socjalnego i – trzeba to powiedzieć wprost – na to po prostu zasługiwali.
Jednocześnie, budżet Polski miał szansę na lata nadwyżki budżetowej. Państwo miałoby w takim przypadku oszczędności na obecny czas – czas, w którym nasza gospodarka się zatrzymała. Państwo miałoby oszczędności na to, aby zaoferować obywatelom realną pomoc. Aby firmom zaoferować realną możliwość przetrwania. Aby po kryzysie – szybko wrócić do stanu, w którym znowu obywatele cieszą się gospodarczym dostatkiem.
Szansę taką jednak zaprzepaszczono. Polakom w miejsce dojrzałej polityki socjalnej zaoferowano bowiem programy klientystyczne, jak np. 500plus, 500 do każdej krowy, czy też 13 i 14 emerytura. Programy te miały charakter klientystyczny, gdyż chodziło w nich o zwykłe kupowanie głosów. I o nic więcej.
Polityka socjalna od polityki klientystycznej różni się tym, że polityka socjalna bilansuje się w ogólnym rozrachunku finansów publicznych. Innymi słowy: polityka socjalna musi mieć pokrycie w dochodach publicznych. Program socjalny, który ma źródła finansowania, jest programem stabilnym, nie obciążającym finansów publicznych ponad miarę i nie wywołującym znacznych ruchów inflacyjnych. Program bez pokrycia w źródłach dochodu to czysty populizm i zbytek.
W tym miejscu zwrócić należy uwagę, dlaczego programy klientystyczne nie bilansowały się w systemie finansów publicznych?
Pierwsza przyczyna – brak powszechnego systemu ubezpieczeń społecznych. Ubezpieczenie społeczne rolników (KRUS) stanowi wyraz systemowej dyskryminacji mieszczan. Rolnicy płacą bowiem składki znikome, pracownicy i przedsiębiorcy – płacą składki na ubezpieczenie społeczne wielokrotnie (wielokrotnie!) wyższe. Ciężar tej dychotomii pokrywa Państwo i dychotomia ta tworzy w jego finansach znaczną wyrwę. Podobnie jest z podatkiem dochodowym rolników. Jego ciężar jest wielokrotnie niższy od ciężaru leżącego po stronie pozostałych obywateli.
Druga przyczyna – zwolnienie ze składek zarobków powyżej 30-krotności średniego wynagrodzenia rocznie, to znaczy – zarobków przekraczających ok. 2,5 krotność średniego wynagrodzenia średniomiesięcznie. Można oczywiście zarzucać, że takie rozwiązanie jest niekonstytucyjne, gdyż w zamian za składki pracownik nie otrzyma świadczenia wzajemnego. Ale zarzut ten można zbić bardzo prosto: w miejsce oskładkowania, wystarczy opodatkować podatkiem celowym (na ZUS) zarobki powyżej 30-krotności średniego wynagrodzenia rocznie.
Trzecia przyczyna – brak autonomicznego finansowania dla samorządów. Samorządy wyłącznie partycypują w dochodach z podatku dochodowego; podatki lokalne są na tyle niskie, że aż fikcyjne. Z tej przyczyny, samorządy lokalne nie dysponują środkami finansowymi wystarczającymi na pokrycie swoich potrzeb i ustawicznie się zadłużają. Przykład idzie z góry: tak jak budżet Państwa jest w rokrocznym deficycie, tak budżety samorządowe są w ustawicznym deficycie.
Czwarta i najważniejsza przyczyna – niekonsekwencja. Albo się idzie w kierunku taniego Państwa i utrzymuje niskie podatki dla osób najbogatszych, firm i spółek. Albo się idzie w kierunku Państwa socjalnego i buduje system podatkowy w oparciu o zasadę bilansowania się w nim programów socjalnych. Polska zrezygnowała z podatku cyfrowego (opodatkowania amerykańskich gigantów), Polska stworzyła zachęty podatkowe dla spółek, Polska zrezygnowała z realnego opodatkowania gospodarstw rolnych, Polska zrezygnowała z dodatkowego progu podatkowego dla najlepiej zarabiających. A jednocześnie – ta sama Polska oszczędzająca na podatkach, rozrzutnie rozdawała miliardy gotówki.
Politycy zawiedli. Kilka lat temu mogli wybrać różne drogi działania. Mogli nadwyżki pieniędzy w budżecie zaoszczędzić. Mogli także zorganizować program socjalny oparty na reformie systemu ciężarów publicznych w kierunku bilansowania się wydatków socjalnych. W takiej sytuacji, budżet również miałby oszczędności i byłby przygotowany na obecny kryzys. Politycy wybrali jednak politykę taniego Państwa i ogromnych wydatków. Taka polityka po prostu udać się nie mogła.
Dzisiaj mamy sytuację, w której to obywatele potrzebują pomocy i sami powinni być zwolnieni z płacenia na rzecz Państwa. Ciężko więc rozmawiać o podatkach, składkach i źródłach finansowania systemu ubezpieczeń społecznych. Jest to jednak temat ważny na przyszłość. Drugi raz nie można bowiem dopuścić do tego, żeby politycy przejedli pieniądze obywateli i je sprzeniewierzyli do kupowania sobie głosów. Taki stan rzeczy – po tym, jak przezwyciężony zostanie nadchodzący kryzys – powtórzyć się po prostu nie może. Dla naszego i Polski wspólnego dobra.